To nie wy jesteście grubi, to cała reszta jest niedożywiona. - Garfield

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Ori-Dostawa z katalogu #8

Witajcie :D
Dzisiaj kurier przywiózł mi paczuchę z kosmetykami z mojego zamówienia w Oriflame. Nie jestem wielką fanką tych kosmetyków - powiem szczerze, że zostalam konsultantką z ciekawości, żeby coś popróbować i potestować, wszak wszyscy o tej firmie słyszeli, dużo chwali, a tak naprawdę najlepiej wszystko sprawdzić samemu. Dzisiaj pokażę Wam, co tam skrywała paczka dla mnie i reszty rodziny.

Przede wszystkim krem do twarzy i ciała Essentials, o którym pisałam Wam w moim Top5 z katalogu. Tak, zamówiłam go, dostałam maseczkę w prezencie i jestem bardzo ciekawa jego działania. Zapach ma obłędny, katalog nie oszukał. Na razie znalazłam tylko jedną wadę - muszę się nim podzielić z mamą ;P No, może jeszcze jedna wada. Niby wiedziałam, że to tylko 150ml (więc jak na krem do ciała to dość mało), ale to malutkie pudełeczko przeraża.
Baza pod makijaż Giordani Gold. Zamówiłam ją z dwóch powodów. Po pierwsze, nie używałam nigdy bazy pod makijaż i chciałam zobaczyć różnicę, a po drugie, na lato wolę delikatniejsze wersje makijaży - nie lubię pływać w podkładzie, dlatego stwierdziłam, że baza może być świetnym pomysłem na uniknięcie stosowania podkładu. Wygładzi, zmatuje i wyrówna koloryt. Nic, tylko musnąć pudrem i do dzieła ;)
Róż do policzków Very Me w kolorze "Pretty pink". Na razie maznęłam paluchem po wierzchu dłoni i kolor ładny (niestety zdjęcie go nie do końca oddaje, w rzeczywistości jest ciut bardziej wściekły), chociaż przerażał na początku swoją jaskrawością, po roztarciu jest łądny, rumiany. Wybrałam chłodny kolor (do wyboru był jeszcze koralowy róż), ponieważ stwierdziłam, że nie chcę wyglądać jak landrynka ;)
Szampon i odżywka do włosów Nature Secrets były jednymi z bardziej wyczekiwanych kosmetyków. Przede wszystkim dlatego, że opinie mówiły iż doskonale radzą sobie z suchymi włosami, efekty są całkiem dobre, odżywk ułatwia rozczesanie. Ja mam włosy gęste, nawet bardzo, ale za to dość suche i mega trudno mi je rozczesać. W tej serii upatruję swój ratunek ;P
Żel pod prysznic Nature Secrets o zapachu bazylii i brzoskwini pachnie przegenialnie i mam nadzieję, że równie genialnie nawilży moją skórę. Wiadomo, że balsamu nic nie zastąpi, jednak po ostatnim genialnie pachnącym Original Source mam pewne obawy.
Woda toaletowa Oasis Fresh Dawn, któa oczarowała mnie swoim zapachem już na samym początku. Po rozpakowaniu nie mogłam się powstrzymać i opsikałam się prawie od stóp do głów. Oczywiście miniaturowa buteleczka - niby 30ml, ale do jasnej kiszki inne "trzydziestki" są w większych butelkach ;O Może to dobrze, na zbliżający się wyjazd jak znalazł ;D
Ostatni produkt, mój i nie mój, bo tak naprawdę dla całej rodziny. Żel do rąk Nature Secrets, o którym też pisałam wcześniej. No i to jedyny pewnik z zamówionych kosmetyków - używałam jego bezzapachowej wersji kilka lat temu i jako mydło-bez-mydła sprawdzał się świetnie. Idealnie mył nawet łapki upaćkane watą cukrową, co jest nie lada sztuką.
Tu już cała rodzinka kosmetyków nie moich, a domowników. Możecie się tam dopatrzeć wody toaletowej I.D. Energy, dezodorantów w kulce True Instinct i Silk Beauty, żelu pod prysznic True Instinct, mydła w płynie Nature Secrets, żelu pod prysznic Discover Mexico, maski do stóp Swedish SPA i żelu do higieny intymnej Feminelle. No i bym zapomniała o zapachu Eclate.

To już wszystko. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne, bo cena i opakowania kosmetyków nie zawiodły (może poza mikroskopijnymi opakowaniami maski do stóp, kremu Essentials i różu do policzków). Mam nadzieję, że stosowanie i działanie wypadnie równie pięknie jak ich rozpakowywanie z kartonu.
Stosowałyście któreś z tych kosmetyków? Jakieś rady, ostrzeżenia? :P

sobota, 8 czerwca 2013

Kiedy idzie burza...

Dzisiejsza pogoda nie nastraja. Co prawda rano było pięknie, ciepło i słonecznie, ale z godziny na godzinę pogoda mocno się pogarszała, aż w końcu po prostu lunęło. Do tego grzmi. Ciekawe, kiedy zacznie błyskać.

Powiem Wam szczerze, że nic mi się dziś nie chce. Poważnie, nic, zero null ;P No, ale słodkie lenistwo nie mogło mnie niestety do końca ogarnąć, bo obowiązki wzywały. Czas mi ostatnio nie pozwalał na posprzątanie pokoju, więc w końcu trzeba było to zrobić - w końcu nadszedł weekend. Do tego mnóstwo pracy do szkoły - został ostatni tydzień mojej wytężonej pracy, później tylko blogie lenistwo w Chorwacji. Już nie mogę się doczekać, chwilowo mam dość polskiego deszczu przeplatanego promykami ciepłego słonka. Ja te promyki chcę mieć na codzień!

Nawet nie wiecie, jak pozytywnie jest mieć kota. A, zaadoptowałam miesiąc temu takiego trzyletniego szkraba ze schroniska i nie żałuję. Prawdę mówiąc uważam, że to była najlepsza decyzja w moim życiu. Nie dość, że to wdzięczny pieszczoch jakich mało, to jeszcze pogada ze mną, przytuli, wymizia, potowarzyszy w dni takie jak ten. Ja przy biurku piszę notkę - on słodko leniuchuje na łóżeczku. I chociaż nie zajmujemy się sobą specjalnię, fajnie mi, że on tam jest i chyba jemu też fajnie, że jestem obok, a nie gdzieś daleko ;)

I tak właśnie spędzamy burzowe popołudnie. Ja na blogu z kubkiem herbaty, kot na łóżku - chyba śpi ;)



piątek, 7 czerwca 2013

Original Source Mango & Macadamia

Dzisiaj mam dla Was małą recenzję produktu, po którym nie spodziewałam się zbyt wiele i też nie zaskoczyłam się nim jakoś szczególnie, bo prawdę mówiąc jest mocno przeciętny.

Żele pod prysznic Original Source dostępne są (chyba od niedawna?) w drogeriach Rossmann, a przynajmniej tam je dostrzegłam. Ot, stało sobie ileś tam zapachów obok siebie, przyciągając wzrok nietypowym opakowaniem i soczystymi kolorami. Wąchanie poszczególnych buteleczek utrudniała skutecznie nieuwaga innych klientek lub zła konstrukcja opakowania - półka pływała bowiem w zmieszanych ze sobą żelach, część z nich miała znaczny ubytek swojej zawartości, a butelki były całe wymazane tą bombową mieszanką. W końcu jednak wywąchałam co chciałam i przygarnęłam to oto cudo do domu.

Jak pisałam, nie spodziewałam się po tym produkcie zbyt wiele. Tani żel pod prysznic o fajnym zapachu i... nic więcej. Bo ani nie zauważyłam poprawy w wyglądzie czy też nawilżeniu skóry, ani nie czułam się po takiej kąpieli zbytnio dopieszczona. No, może tylko mój nos wciąż był zadowolony - zapach naprawdę jest intensywny i naprawdę odzwierciedla to, co napisane zostało przez producenta na buteleczce. Konsystencja przeciętna. Przyznam szczerze, że gdy próbowałam się namydlić, bardzo często porcja żelu "przepoławiała" mi się w rękach i niestety połowa lądowała bezpowrotnie w odpływie mojego prysznica. Cała reszta prawie się nie pieniła i pewnie dlatego na zdjęciu widzicie nieco mniej niż połowę butelki ;P

Podsumowując tę krótką recenzję mogę powiedzieć tyle - produkt aż razi swoją przeciętnością i gdyby nie jego zapach (podobnie jak całej reszty, bogata gama zapachowa napawdę jest mocną stroną tej serii), nie byłoby on niczym szczególnym. Czy kupię ponownie? Pewnie tak, chociażby po to, żeby wypróbować na moim ciele inne zapachy, ale wtedy na pewno obstawię swoją kosmetyczną półkę balsamami i innymi cudami, które pomogą mi nawilżyć moją suchą skórę, bo ten żel na pewno tego nie zrobi, a nie jestem pewna, czy przypadkiem nie pogorszy sprawy ;)

Na koniec plus - produkt nie był testowany na zwierzętach.

środa, 5 czerwca 2013

Tortille z grilowanym kurczakiem i świeżymi warzywami

Witajcie :)
Dzisiaj wraz z moim chłopakiem postanowiliśmy zrobić sobie półdietetyczne tortille na obiad. Korzystając z okazji postanowiłam zrobić kilka zdjęć i podzielić się z Wami przepisem na te pyszności (były naprawdę świetne, chociaż przyznam się szczerze, że wybrałam mniej dietetyczną wersję z sosem ;P).

Składniki (4 tortille):
-250 g piersi z kurczaka
-sałata
-pomidory
-4 placki pszennej tortilli
Na marynatę do kurczaka:
-miód
-musztarda (ja użyłam Dijon)
-zioła prowansalskie
-oliwa z oliwek
-ocet balsamiczny
-pieprz i sól
Na mało dietetyczny sos (a'la tysiąca wysp, nieco okrojona wersja ;P):
-majonez
-keczup
Wykonanie:
Przygotowujemy marynatę. W miseczce mieszamy około dwóch czubatych łyżek miodu (ważne, żeby był on płynny - skrystalizowany można na przykład podgrzać w mikrofalówce na małej mocy). Dodajemy dwie łyżeczki musztardy i dokładnie mieszamy. Dosypujemy ziół prowansalskich, pieprzu i soli, wlewamy odrobinę oliwy i octu balsamicznego. Ponownie dokładnie mieszamy i próbujemy, możemy doprawić do smaku.
Do tak przygotowanej marynaty wrzucamy wcześniej umyte i pokrojone na małe kotleciki piersi z kurczaka i  dokładnie mieszamy, żeby były dokładnie obtoczone w marynacie. Wkładamy do lodówki na około godzinę.
Piersi z kurczaka smażymy na patelni grillowej aż będą ładnie przypieczone (nie przejmujcie się ciemnym kolorem skórki - to przez miód, który się ładnie karmelizuje).
W tym samym czasie możecie przygotować warzywa. Nasze tortille były w nie dość ubogie ze względu na kończące się domowe zapasy. Pokroiłam w kostkę pomidora, a sałatę umyłam i osuszyłam z zamiarem późniejszego poszarpania jej na mniejsze kawałki ;)
Placki tortilli podgrzałam zgodnie z instrukcją na opakowaniu w mikrofalówce (można było w piekarniku, ale byliśmy baardzo głodni). Na placuszkach układałam najpierw kawałki sałaty, później pomidora, po dwa kotleciki z piersi. To był też moment sporządzenia sosu - wystarczy zmieszać majonez i kechup w miseczne w proporcjach mniej więcej 1:1 i gotowe ;) Można było polać nim kurczaka.

Takie tortille były gotowe do zwinięcia. Niestety nasze placuszki zwijały się dość średnio, ale nie przeszkodzilo to nam w pałaszowaniu aż się uszy trzęsły ;) Naprawdę dobry obiad, żałuję, że tak szybko zniknął z talerza. Smacznego! ;)


wtorek, 4 czerwca 2013

Jak to jest z tą wodą?

Woda, znana także jako H2O. Występuje niemal we wszystkim - samo ciało człowieka składa się z niej w 60%. Przeciętnie człowiek pobiera ją w następujących ilościach: 1200 cm3 z napojów, 1000 cm3 z pokarmów i 300 cm3 jako produkt metabolizmu. Wydaje się dużo, prawda? Należy jednak pamiętać, że w tym samym czasie tracymy 1500 cm3 wody zmoczem, 900 cm3 przez parowanie i 100 cm3 z kałem. Woda jest niezbędna szczególnie w pracy naszego układu wydalniczego - mocznik wytwarzany przez wątrobę podróżuje do nerek przez niemal cały nasz organizm (do serca, płuc, znów do serca i dopiero później naczyniami krwionośnymi trafia do nerek), a woda zapobiega zatruciu poszczególnych narządów.

To tyle z suchej teorii. Jak to wygląda w praktyce? Ano tak, że ja osobiście nie potrafię wcisnąć w siebie tyle wody, ile powinnam. Wiadomo, że część spożywam w pokarmach, lecz co z resztą? Chciałabym wyrobić w sobie nawyk picia wody, tak po prostu, zamiast niechcianej przekąski-zapychacza, zamiast ulubionego napoju czy tak po prostu żeby ugasić pragnienie. Mój problem polega na tym, że zwkła woda ani mi nie smakuje, ani nie gasi pragnienia. Pytacie, jak to możliwe?

Na rynku dostępnych jest wiele wód smakowych. Cytrynowe, które pojawiły się chyba najwcześniej w Polsce, poprzez jabłkowe i truskawkowe, na udziwnieniach typu "Aqua Beauty" z rzeń-szeniem czy guaraną kończąc. Chcąc jednak ograniczyć cukry w diecie, nie można sięgać po tego typu smakołyki (pomijam fakt, że większość jest po prostu słodzona słodzikiem i najzwyczajniej w świecie po takiej wodzie mam mdłości i bolący żołądek na przynajmniej pół popołudnia). Jest to jeden z powodów, dla których często zniechęcam się do odchudzania - staram się na siłę ograniczać soki i wprowadzać wodę, której i tak nie wypiję ;(

Napoje takie, jak ten po lewej są bardzo proste do wykonania. Wystarczy trochę lodu, cytryny i mięty, ewentualnie odrobinę brązowego cukru (w wersji mniej dietetycznej, ale za to jakiej smacznej ;P). Problem dla osób takich jak ja jest jeden. Trzeba iść na zakupy, kupić co trzeba, wrócić i przygotować, a i tak znając życie za pół godziny trzeba będzie proceder powtórzyć. Bolesne, prawda? Oprócz tego, po kilku dniach dochodzi problem monotonii - ileż można pić ten sam napój bez przerwy? Nudno, prawda? Tak jak picie samej, zwykłej wody. Dlatego przepisów na takie koktajle powinno być więcej, a jednak przeglądając internet w poszukiwaniu przepisów znajduję właśnie oklepaną miętę i cytrynę.

Wiecie co? Od dzisiaj moją misją chyba będzie znalezienie sposobów na wypicie zwykłej wody podanej w niezwykły sposób. Efektami się na pewno podzielę, tymczasem może Wy macie jakiś pomysł? Jak radzicie sobie ze wstrętem do zwykłej mineralki (jeśli on u Was występuje, bo może jestem dziwnym stworzonkiem z kosmosu? ;P)? Czego dolewacie/dosypujecie/z czym mieszacie, by woda była wciąż zdrowa i dietetyczna, a jednocześnie smaczna?

niedziela, 2 czerwca 2013

Czerwcowy plan działania - wymiary

Follow my blog with Bloglovin

Długo zastanawiałam się, czy to aby na pewno dobry pomysł, dzielić się z całym internetem tak osobistymi danymi jak wymiary różnych części mojego ciała, ale potrzebuję motywacji, którą mam nadzieję otrzymam dzięki temu, że ileś osób śledzi moje poczynania. O co chodzi?

Od jakiegoś czasu zaczęłam przybierać na wadze i nie da się ukryć, że oponka rośnie. Ogólnie z całego ciała jestem zadowolona (mogłoby być tylko bardziej jędrne i, no wiecie, wysportowane ;P), ale brzuszek mi przeszkadza. Nie wiem, na ile to kwestia przyjmowania leków, a na ile zmieniający się tryb życia (choć i tu muszę przyznać, że nie widzę zmian w trybie życia 5 kg temu i teraz), ale postanowiłam, że muszę coś z tym zrobić. Nie ukrywam, że wpływ na to miały inne blogerki, które odważyły się odchudzać na blogu, bo skoro inne dziewczyny mogą, to ja też i nie ma w tym nic wstydliwego.

Przeprowadziłam pierwsze pomiary, w których pomógł mi niezastąpiony chłopak ;D Wyniki przedstawiają się następująco:

Z powyższej tabelki wynika, że mam nieznaczną nadwagę (patrz na BMI), z czego tak naprawdę chciałabym zejść do 58 kg (tak na początek :D). Wymiary mam nadzieję, że zejdą przy okazji.

Jaki mam plan działania? Bez diet w typowym rozumieniu głodówek, ograniczaniu konkretnych składników pokarmowych, itp. Chcę odchudzić się zdrowo, czyli odżywiać się tym, co natura dała w odpowiednich ilościach. Sałatki, owoce i różne inne takie. Pomoże mi w tym na pewno błonnik, o którym pisałam w poprzednim poście, musli, otręby i jogurty (chociaż pewnie owocowe - do naturalnego chyba nigdy się nie przekonam, powoduje u mnie odruch wymiotny). Jeśli chodzi o jedzenie na mieście, którego w moim przypadku czasem nie da się uniknąć, postaram się żeby to były rzeczy w miarę jak najbardziej "slow". No i oczywiście od czasu do czasu domowa przyjemność - szarlotka mamy na przykład ;) Niestety należę do osób, które słodkiego sobie nie odmawiają i też nie zamierzam - chodzi o to, by ograniczyć, a nie całkowicie wykluczyć, bo w przeciwnym razie po osiągnięciu wymarzonej wagi pójdę do sklepu po wytęsknioną czekoladę i kicha. Do tego wszystkiego nawadnianie - dużo wody, trochę świeżo wyciskanych soków.
Jednym słowem ma być smacznie, zdrowo i kolorowo ;)

Jeśli chodzi o ćwiczenia, z tym zawsze było u mnie kiepsko. Nie lubię wyginać się bez celu w swoim pokoju, wolę wyjść, pocwiczyć coś konkretnego. Pojechać gdzieś na rowerze, pograć w tenisa, popływać... Niestety, do tej pory rzadko miałam na to okazję. Mam nadzieję, że coś się w tej kwestii zmieni, a ja sama przekonam się również do "pokojowych" ćwiczeń :) Od razu mówię A6W odpada ze względu na mój kręgosłup ;c

Życzcie mi powodzenia ;D Będę się co jakiś czas pojawiać ze sprawozdaniem ;D
*Photo credit: Ahmed Rabea / Foter.com / CC BY-SA*
Obsługiwane przez usługę Blogger.

© Caro-Beauty.pl, AllRightsReserved.

Designed by ScreenWritersArena