Przychodzę do Was dzisiaj z recenzją produktu, z któym przyjaźnię się średnio od połowy czerwca. Przyjaźń nie była to łatwa, bo zaczęła się od wielkich problemów z moimi włosami i byłam wtedy raczej nastawiona na wieszanie się, a nie na ponowne odbudowywanie ich.
W połowie czerwca zrobiłam sobie ombre hair. Wyczyn to był, trzeba przyznać, bo rozjaśnić końcówki z czarnych do koloru, który jakoś by się wyróżniał nie było łatwo. No i nie obyło się bez ofiar. Końcówki zostały troszkę podcięte po koloryzacji, ale i tak były w opłakanym stanie. Postrzępione, porozdwajane, wysuszone, powywijane. Okropność wręcz. Moja fryzjerka poleciła mi stosowanie właśnie olejku arganowego na całe włosy (od wysokości ucha w dół). Posłuchałam, kupiłam taki z niższej półki i jestem zadowolona. Przede wszystkim z wydajności - 2,5 miesiąca stosowania, a zużyte ledwo poniżej połowy 50-mililitrowej buteleczki.
Kto da radę się doczytać np. składu, ma szczęście ;) Niestety nie udało mi się wychwycić etykiety tak, by było widać wszystkie składniki i cały, dokładny opis. W każdym razie, najważniejsze informacje są takie, że olejek stosujemy na mokre lub suche włosy tuż po myciu. Ja stosowałam i tak i tak, w Chorwacji, gdy nie suszyłam włosów, najczęściej stosowałam olejek na włosy mokre. W domu, kiedy codziennie traktuję się suszarką, nakładam produkt na włosy wysuszone. Kolejnym atutem produktu jest jego zapach. Typowy, jak mi się wydaje, zapach olejku arganowego (a przynajmniej tak powinien wg. mnie taki olejek pachnieć - nie mam porównania ;D).
Tak oto się prezentuje olejek na dłoni w ilości jednej "pompki". Na moje średniej długości włosy wystarczyło 4-5 takich porcyjek i każdy włos był dobrze opatulony. Nie obciąża włosów, nie otłuszcza ich tak, że wyglądają nieświeżo. Po takim czasie stosowania mogę stwierdzić jeden fakt - trochę odżywia, ale nie w zastraszającym tempie. Poniżej zdjęcie moich końcówek - wciąż nie jestem z nich bardzo zadowolona, dużo im brakuje, a ich stan zawdzięczam zapewne nie tylko temu olejkowi, ale także szamponom i odżywkom, które w tym czasie stosowałam, uważam, że jakąś drobną zasługę ten olejek ma. I może na odżywianie dla niektórych opłakanych stanów jest za słaby (tu sprawdza się świetnie chociażby do ulizania puszków), tak dla delikatniejszych zniszczeń jak znalazł ;)
Zapraszam Was również do obejrzenia krótkiej filmowej recenzji tego olejku. Lepiej chyba zobaczyć go jeszcze "na żywo" ;)
chyba trzeba zakupić taki ;)
OdpowiedzUsuńMam podobny i sprawdza się świetnie, i do włosów i do skóry ;)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster blog http://wobec-obiektywu.blogspot.com/2013/09/nominacja-liebster-blog.html
OdpowiedzUsuńCiekawe. Ten olej arganowy trochę mnie kusi. Do tej pory w ogóle nie zawracałam sobie głowy olejami, ale postanowiłam wpaść na "genialny" pomysł i dosyć dyrastycznie ściąć włosy i teraz szukam wszelkich sposobów na to, żeby były zdrowe zadowolone i dopieszczone i rosły szybko. Końcówki zabezpieczam jedwabiem, ale może faktycznie taki olej sprawdziłby się lepiej? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Em